Fabryka Pizzy powstała w 2000 roku. Po roku pracy w centrali banku Grzegorz Kłos postanowił zamienić etat w korporacji na własny biznes. Znalazł mały lokal naprzeciwko głównego wejścia Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
– To było idealne miejsce. W pobliżu nie było żadnych punktów gastronomicznych, a sporą część potencjalnych klientów stanowili słuchacze uczelni, którzy prowadzą już własne firmy albo po prostu mają pieniądze – wspomina Grzegorz Kłos. – Nie miałem doświadczenia w gastronomii, więc zdecydowałem się na pizzerię. Wiedziałem, że pizza jest produktem cieszącym się dużym zainteresowaniem, a jednocześnie prostym w przygotowaniu. Z 50 tys. zł w kieszeni wspólnie z żoną zabraliśmy się do remontu i aranżacji lokalu.
Skromne środki finansowe zmusiły przedsiębiorcę do ostrych cięć wydatków.
– Kiedy skończyły się pieniądze przeznaczone na ekipę budowlaną, przez 30 dni sam remontowałem wnętrza; pierwszy piec do pizzy był używany, w pierwszym menu znalazło się kilka rodzajów pizzy i pięć sałatek -mówi przedsiębiorca. – Pierwszy rok był trudny, ale udało nam się uzyskać koncesję i otworzyć ogródek. Lokal szybko zyskał uznanie klientów i mogliśmy pozwolić sobie na wzbogacenie oferty, wymianę sprzętu, powiększenie powierzchni restauracji, a potem na kolejne otwarcia.
Nazwa „Fabryka Pizzy” była dobrze przemyślanym zabiegiem marketingowym.
– Bardzo dokładnie sprawdziłem zasoby internetu i nigdzie nie znalazłem restauracji, która w nazwie miałaby rzeczownik „fabryka”. Wówczas nazwa wzbudzała liczne kontrowersje, ale przyciągała uwagę, na czym najbardziej nam zależało. Chcieliśmy się wyróżniać: nazwą, kolorystyką, pozycjami w menu – zaznacza właściciel marki.
– Teraz w wielu miastach działają „fabryki mody” czy „fabryki smaku”.
Kryzys weryfikuje plany
– Jako pierwsi w Krakowie wprowadziliśmy w 2001 roku ofertę dań makaronowych, a rok później sprzedaż przez internet. Inspiracją dla naszych działań była jedna z brytyjskich sieci pizzerii, w której pracowałem w czasach studenckich – mówi Grzegorz Kłos. -Z biegiem czasu udało nam się spełnić marzenie każdego gastronoma: staliśmy się modni. W Fabryce Pizzy wypadało po prostu bywać.
Biznesowe ambicje Grzegorza Kłosa nie ograniczały się do prowadzenia jednej restauracji. W okresie od 2003 do 2009 roku przedsiębiorca uruchomił w Krakowie kolejną Fabrykę Pizzy i kilka lokali gastronomicznych pod innymi markami.
– Dostawałem wiele zapytań o franczyzę, ale wówczas nastawiałem się na otwarcia własnych lokali. Obawiałem się, że partnerzy nie utrzymają jakości, co wpłynie negatywnie na postrzeganie marki – mówi Grzegorz Kłos. – W efekcie postawiłem na dynamiczny rozwój sieci własnej i popełniłem błąd, który przypisywałem swoim potencjalnym franczyzobiorcom. Skupiłem się na kolejnych otwarciach, przez co jakość zeszła na drugi plan. Kilka nieprzychylnych opinii w internecie przywróciło mi rozsądek.
W 2009 roku kryzys dotknął rynek gastronomiczny w Krakowie – w tym firmę właściciela Fabryki Pizzy.
– Zdążyliśmy otworzyć dużą restaurację w pobliżu krakowskiego rynku i przygotowywaliśmy się do debiutu na NewConnect. Niemal z dnia na dzień liczba klientów drastycznie spadła, a banki zaczęły wypowiadać nam umowy kredytowe. Przyszedł moment na korektę planów – przyznaje Grzegorz Kłos. – Pozbyliśmy się wszystkich restauracji pod innymi brandami, pierwsza Fabryka została sprzedana menedżerowi lokalu i zajęliśmy się porządkowaniem wiedzy o zarządzaniu Fabryką Pizzy oraz przygotowywaniem pakietu franczyzowego.
Pora na franczyzę
Grzegorz Kłos wyciągnął wnioski z przeszłości i postawił na pełną standaryzację sieci.
– Wszystkie decyzje dotyczące m.in. logistyki, receptur czy innych zmian standardów obowiązujących w sieci podejmowane są w centrali. Cały czas weryfikujemy książkę receptur, regularnie testujemy nowe produkty, z których potem korzystają nasi franczyzobiorcy, i śledzimy oczekiwania klientów. Franczyzobiorca otrzymuje gotowy przepis na biznes, ale zobowiązuje się do przestrzegania standardów jakości – mówi
franczyzodawca. – Jakość produktu i to, co reprezentuje sobą franczyzo-biorca, są dla mnie bardziej istotne niż tempo rozwoju. Ciągle dopracowujemy umowę i podręcznik operacyjny – dostosowujemy je do rynkowych trendów. Jeśli kiedykolwiek uznam, że nasz system franczyzowy jest idealny, poproszę moich współpracowników, żeby wyrzucili mnie z firmy. Bo w gastronomii zawsze znajdzie się coś, co można zrobić jeszcze lepiej.
Zdaniem właściciela marki, najlepszą drogą do znalezienia dobrego franczyzobiorcy jest sam lokal.
– Plakaty w restauracjach zachęcają do otwarcia własnej Fabryki. Jeśli ktoś zobaczy plakat i zgłosi chęć współpracy, to zwykle jest to osoba, która bywa w naszych lokalach, widzi, ilu mamy klientów, i lubi naszą kuchnię albo klimat wnętrza – mówi właściciel Fabryki Pizzy. – To bardzo dobry kandydat na partnera.
Pierwsza franczyzowa Fabryka Pizzy została otwarta w 2010 roku w Krakowie. W ciągu dwóch lat powstały trzy restauracje prowadzone przez franczy-zobiorców z Krakowa, Warszawy i Piaseczna. Dwie kolejne są w trakcie budowy, 5-6 biorców licencji jest na etapie poszukiwania lokalizacji lub środków finansowych. Docelowo w Polsce ma powstać 50-60 Fabryk Pizzy.
– Kryzys nam sprzyja. Przedsiębiorcy sięgają po sprawdzone rozwiązania i ostrożniej podchodzą do inwestycji, więc otwarcie restauracji jest zwykle dobrze przemyślaną decyzją – mówi Grzegorz Kłos. – Nie ma nieprzyjemnych niespodzianek.
Właściciel sieci ma już kolejne pomysły na rozwój.
– Myślę o rozbudowie działu kontroli i szkoleń w Fabryce Pizzy. W przyszłym roku mam zamiar zatrudnić kucharza, który będzie pracował z nami przy modyfikacjach menu i zajmie się szkoleniami franczyzobiorców – mówi Grzegorz Kłos. – Myślę również o budowie nowej marki gastronomicznej, ale o tym jeszcze cicho sza…
0 Comments